
Dystopijna przyszłość programistów
Kiedyś potrafiłem siedzieć po nocach, debugując kod. Dziś zasypiam, czytając dzieciom bajki na dobranoc. Gdzieś po drodze ekscytacja nowymi frameworkami zaczęła wygasać — a wraz z tym pojawił się cichy lęk: czy zostaję w tyle?
Jako full stack developer z ponad 15-letnim doświadczeniem zbudowałem od podstaw całe systemy — pisałem własną logikę serwerową w PHP, tworzyłem dynamiczne interfejsy w JavaScripcie, zarządzałem wdrożeniami i optymalizowałem wydajność baz danych. Przeszedłem przez erę jQuery, byłem świadkiem narodzin Node.js, przetrwałem wzloty (i upadki) niezliczonych frameworków i wdrożyłem więcej stron opartych na CMS-ach, niż jestem w stanie zliczyć.
Ale dzisiejszy web jest inny.
Więcej czasu spędzam w szkolnej radzie niż na GitHubie. Organizuję lokalne wydarzenia, odpisuję na wiadomości od podopiecznych i próbuję godzić terminy projektów z obowiązkami rodzinnymi. Mam ograniczoną energię, a motywacja rozchodzi się w więcej stron niż kiedykolwiek wcześniej.
I coraz częściej zadaję sobie pytanie: czy nadal jest dla mnie miejsce w tej branży?
Zmieniająca się relacja z technologią
Był czas, kiedy każdy nowy framework czy narzędzie był jak plac zabaw. Zanurzałem się w Laravelu, Symfony, Vue i wczesnych stackach opartych na Node. Uwielbiałem chaos JavaScriptu i praktyczność PHP. Przez lata utrzymywałem nawet projekt open source prawie w całości napisany w JavaScript.
Ale dziś odczuwam opór. Współczesne stacki frontendowe — z ich bundlerami, transpilerami, mikrobibliotekami i niejasnymi etapami budowania — wydają się raczej przeszkodami niż szansami. Nie mam już takiej ochoty na skomplikowane konfiguracje jak kiedyś.
Zmęczenie JavaScriptem jest realne. Pracowałem z Reactem, próbowałem Svelte, dałem nawet szansę AngularJS, kiedy królował na portalach z ogłoszeniami o pracę. Ale ten niekończący się cykl przełomowych zmian i zmieniających się paradygmatów po prostu mnie wyczerpał. Dziś o wiele bardziej ciągnie mnie do aplikacji renderowanych po stronie serwera, lekkich backendów w PHP i podejścia progressive enhancement — do internetu takiego, jakim miał być: szybkiego, dostępnego i czystego.
Wciąż kocham tworzyć. Ale nie chcę już co sześć miesięcy przebudowywać całego swojego zestawu narzędzi, żeby to robić.
Tęsknię za czasami, gdy jeden developer mógł zrobić wszystko
Był czas, gdy byłem jednoosobowym studiem cyfrowym. Konfigurowałem serwery Apache, zarządzałem instancjami MySQL i PostgreSQL, ręcznie pisałem CSS i debugowałem JavaScript w IE7. Miałem kontrolę nad całym stosem i czerpałem dumę z każdego jego elementu.
Dziś w zespołach dominuje specjalizacja. DevOps, frontend, backend, QA, DX — każda część procesu jest teraz oddzielona i przypisana do konkretnej roli. Ma to sens przy dużej skali, ale brakuje mi tego, by móc dotykać wszystkiego.
Tęsknię za momentami, gdy poprawiałem konfigurację nginx tylko po to, by urwać kilka milisekund z TTFB. Tęsknię za ręcznym pisaniem HTML-a i oglądaniem efektów na żywo tego samego dnia. Teraz to już czyjaś inna praca — i nie wiem, czy warto znów to wszystko zgłębiać, skoro prawdopodobnie nie wykorzystam tego zawodowo.
Gdy pasja zderza się z nową rzeczywistością
Nie jestem w tym sam. Wielu developerów w połowie kariery zmaga się z napięciem między byciem na bieżąco a zachowaniem zdrowia psychicznego. Widzieliśmy cykle hype’u, rozwój napędzany pod CV, trendy w stylu „przepisz wszystko w X”.
W pewnym momencie priorytety się zmieniają. Czas staje się ograniczony. Pasję trzeba pogodzić z codziennym życiem.
Pojawia się pytanie: czego tak naprawdę wciąż chcę od tej kariery?
Może nie ekscytują mnie już najnowsze narzędzia na krawędzi technologii, ale wciąż lubię wdrażać funkcje, które mają znaczenie, wspierać młodszych developerów i rozwiązywać prawdziwe problemy przy użyciu sprawdzonych narzędzi. Nadal wierzę w tworzenie oprogramowania, które przetrwa dłużej niż jeden kwartał.
I może właśnie to wystarczy.
Więc dokąd teraz?
Nie wiem, jak będą wyglądać kolejne 10 lat.
Mam nadzieję, że wciąż będę pisać kod. Mam nadzieję, że moje doświadczenie z PHP i JavaScriptem nadal będzie miało znaczenie. Ale przede wszystkim mam nadzieję, że nadal będę znajdować sposoby, by wnosić coś wartościowego — nawet jeśli nie będę na czele kolejnej rewolucji frontendowej.
Bo czasem najlepsi developerzy to nie ci, którzy gonią za trendami. To ci, którzy potrafią dostosować się z uczciwością, uczyć z empatią i tworzyć z konkretnym celem.
I właśnie takim developerem wciąż chcę być.